Za dwa tygodnie kończy mi się okres próbny w dąbrowskiej firmie, w której podjąłem pracę jako asystent biura handlowego Dąbrowa Górnicza. Do niedawna byłem przekonany, że swoje asystenckie obowiązki wypełniam najlepiej, jak to tylko możliwe, jednak ostatnio doszły do mnie plotki, że prezes nie ma zamiaru przedłużać mi umowy i na moje miejsce ma już nowego kandydata.
Teraz mam trochę lepszy humor, niż w ciągu ostatnich kilku dni, bo zdołałem uspokoić nerwy i przestać załamywać się perspektywą utraty zatrudnienia. Bóg mi świadkiem, że przez trzy miesiące okresu próbnego starałem się pracować jak najlepiej i jak najdokładniej wypełniać wszystkie swoje obowiązki, jednak jak widać to nie wystarczyło. Nie wystarczyło, że parę razy zostałem pochwalony przez kierownika za dobrą pracę, a dzięki mojemu zmysłowi organizacyjnemu w końcu wszystkie dokumenty zostały uporządkowane tak, jak należy. Nie wystarczyło, że zaprzyjaźniłem się z większością pracowników firmy, a oni otwarcie mówili o mojej dobrej pracy i o tym, że świetnie spełniam się w roli asystenta. Jak widać, żeby dostać umowę na stałe trzeba czegoś więcej. A czego? To może określić wyłącznie pan prezes, który może oczekuje gwiazdki z nieba lub robota pracującego na 120%. Z drugiej strony, może prezes nie oczekuje za wiele, a ja po prostu przekombinowałem i starałem się aż nadto.